Tytuł: Zdobycie bieguna południowego, seria wydawnicza – „Naokoło Świata”.
Autor: Roald Amundsen, przełożył z niemieckiego Bronisław Wojciechowski.
Wydawca: Wydawnictwo ISKRY, Warszawa 1966, wydanie I. 440 stron, zdjęcia we wklejkach, oprawa miękka z obwolutą, format 12,5x19,5 cm.
Stan dobry - ogólne podniszczenie i zabrudzenia obwoluty, okładki oraz środka (obwoluta, od wewnątrz na składkach podklejona taśmą papierową) – poza tym stan OK.
Zdobycie bieguna południowego: Dokładność relacji, wrażliwość na surowe piękno podbiegunowego krajobrazu, umiejętność przekazywania czytelnikowi obrazu niebezpieczeństw czychajacych na człowieka wśród gór lodowych - wszystko to sprawia, że wspomnienia wielkiego zdobywcy bieguna południowego Roalda Amundsena są nie tylko wielkiej wagi dokumentem dziejów jego zwycieskiej wyprawy, lecz również porywajacą lekturą o bohaterstwie ludzi, którzy w imię poszerzenia naszej wiedzy o świcie nie zawachali się stanąć oko w oko z niebezpieczeństwem „białej śmierci”.
Towarzyszom moim - małej, dzielnej gromadce, która w pamiętny wieczór na redzie w Funćhal Ślubowała dopomóc mi w zdobyciu bieguna południowego - książkę tę poświęcam - Roald Amundsen [Uranienborg, 15 sierpnia 1912]
Zdobycie bieguna południowego. Przedmowa - Gdy odkrywca odniesie zwycięstwo, witamy go wszyscy z entuzjazmem. Dumni wtedy jesteśmy z dokonanego przezeń czynu - dumni za cały naród, za całą ludzkość. Czujemy się tak, jak gdyby nam nagle skrzydła wyrosły u ramion.
Ilu spośród tych, którzy dzisiaj wiwatują, stało przy odkrywcy wówczas, gdy chodziło o wyposażenie jego wyprawy, gdy brakowało rzeczy najkonieczniejszych, gdy pomoc była najbardziej pilna i niezbędna?
Czy ludzie tłoczyli się wówczas, aby przyjść mu z pomocą? O, nie! Wtedy kierownik wyprawy był sam. Aż nazbyt często musiał się on przekonywać, że największe trudności trzeba przezwyciężyć we własnym kraju, zanim jeszcze statek podniesie kotwicę. To, czego doświadczył niegdyś Kolumb, stało się później udziałem niezliczonych innych podróżników.
To samo spotkało Roalda Amundsena - nie tylko wtedy, gdy wyruszał na statku „GJÖA” w celu zbadania północnego bieguna magnetycznego i odkrycia przejścia północno-zachodniego, ale także wówczas, gdy w roku 1910 rozpoczynał na „FRAMIE” podróż poprzez Ocean Lodowaty Północny. Ileż ten człowiek doświadczył trosk i trudności, a można by było mu ich oszczędzić, gdyby ci, od których zależała pomoc, okazali większe zrozumienie dla sprawy! Wszak Amundsen dowiódł już, z jakiego odlany jest kruszcu; oba wielkie zadania jego poprzedniej wyprawy na statku „GJÖA” zostały spełnione, i zawsze osiągał on cel zamierzony, nawet i wtedy, gdy na swym maleńkim jachcie przepłynął cały Ocean Lodowaty Północny na północ od Ameryki drogą, której od wieków daremnie poszukiwano. Poświęcał dla sprawy swoje życie i swoje zdolności; czyż nie byłoby naturalne, gdybyśmy niesienie pomocy takiemu człowiekowi poczytywali sobie za zaszczyt?
A jak to było naprawdę?
Długo mozolił się Amundsen, zanim zdobył niezbędne wyposażenie. Wciąż brakowało pieniędzy, a zainteresowanie dla jego przedsięwzięcia ze strony ogółu było i pozostało niewielkiej i jedynie garstka ludzi pomagała mu zawsze, że wszystkich sił. On sam poświęcił wszystko, co posiadał. Ale podobnie jak poprzednio i tym razem musiał opuszczać ojczyznę pełen trosk i zadłużony. - I tak samo - jak wówczas - odpływał w swą daleką podróż bez rozgłosu, w cichą, letnią noc.
Miało się już ku jesieni, gdy pewnego dnia otrzymałem od Amundsena list: aby zdobyć pieniądze na wielką wyprawę do bieguna północnego, których nie mógł uzyskać w kraju, popłynął najpierw do bieguna południowego! Ludzie byli zaskoczeni i nie wiedzieli, co o tym sądzić. Podróżować na biegun północny przez biegun południowy! Dodać do pierwotnego planu coś tak wielkiego i zupełnie nowego, nie pytając nawet o pozwolenie! Niektórzy uznali to za wspaniałe, innym sprawa wydała się wątpliwa, jeszcze inni. wołali, że to oburzające i nielojalne; byli nawet tacy, którzy domagali się, aby Amundsena zatrzymać. Żadna jednak z tych opinii do niego nie dotarła. Podążył raz obraną drogą, nie oglądając się poza siebie.
Później sprawa poszła stopniowo w zapomnienie, każdy myślał tylko o własnych kłopotach. Zapanowała mgła - taka mgła, która sprzyja miernocie, a pochłania wszystko, co wielkie i wybitne.
Nagle przez zwały mgły przedarło się jasne wiosenne słońce. Nadeszły nowe wieści! Ludzie byli znów oszołomieni - widzieli czyn, widzieli człowieka! Radość napełniała serca, lśniły oczy; w górze powiewały sztandary.
Dlaczego? Czyżby z powodu wielkiego odkrycia geograficznego? Czy może z powodu doniosłych osiągnięć naukowych? Nie, to są sprawy dalsze, interesujące jedynie nielicznych fachowców. Było jednak w czynie Amundsena coś, co wszyscy pojęli: zwycięstwo ludzkiego ducha i ludzkiej siły nad potęgą: żywiołów, zwycięstwo, które wynosi człowieka ponad szarzyznę dnia codziennego; był obraz oślepiająco białej płaszczyzny z niebotycznymi górami na tle zbłękitniałych od mrozu przestworzy. Kraj pokryty bezkresnymi lodami - wizja dawno minionej epoki lodowej. Było tam zwycięstwo człowieka nad skamieniałym królestwem śmierci. Dźwięczała w tym czynie stalowa, świadoma celu wola silniejsza od mrozów, od burz śnieżnych, od śmierci!
Tego zwycięstwa nie zawdzięczamy wielkim wynalazkom naszej epoki i jej niezliczonym zdobyczom. Środki użyte przez Amundsena były prastare; posiadali je już koczownicy sprzed tysięcy lat, gdy wędrowali przez śnieżne pola Syberii i północnej Europy. Każda jednak rzecz, od największej do najmniejszej, została w tym przedsięwzięciu przemyślana w najdrobniejszych szczegółach, a plan - zrealizowany wspaniale. Czynnikiem decydującym - jak zawsze i wszędzie - był człowiek.
Wszystko wielkie po dokonaniu wyda je się zupełnie proste i samo przez się zrozumiałe. Uważa, się wtedy, że to oczywiste, że tak być musiało!
Pomijając odkrycia i doświadczenia poprzedników, które stanowiły - oczywiście - ważny czynnik powodzenia, piań i wyposażenie wyprawy Amundsena były dojrzałym owocem norweskiego sposobu życia i norweskich doświadczeń z dawnych i nowych czasów. Codzienne zimowe życie Norwega w śniegu i mrozie, codzienne posługiwanie się przez naszego chłopa nartami oraz sankami w górach i w lesie, życie marynarzy podczas polowań na foki i wieloryby na morzach podbiegunowych, podróże norweskich badaczy do krajów polarnych - to wszystko, w połączeniu z użyciem psów jako zwierząt pociągowych, leżało u podstaw planu i umożliwiło jego wykonanie, gdy znalazł się odpowiedni człowiek.
Dlatego też, kiedy taki człowiek wreszcie się zjawił, przechodził ponad wszystkimi trudnościami tak, jakby ich wcale nie było: każda z nich została bowiem już z góry przewidziana, przeżyta i przezwyciężona. Niech więc nikt nie próbuje teraz opowiadać o szczęściu i pomyślnym zbiegu okoliczności. Szczęście Amundsena to szczęście mocnego człowieka, który umie przewidywać... [Fridtjöf Nansen; Lysaker, 3 maja 1912 (Z przedmowy do wydania norweskiego)]
Spis rzeczy:
Przedmowa;
- Plan i przygotowanie wyprawy;
- Na południe!
- Z Madery do Bariery Lodowej Rossa;
- Framheim;
- Podróże po barierze lodowej;
- Zima;
- Jeden dzień we Framheimie;
- Ku wiośnie;
- Przez lodową równinę;
- Przez góry;
- Na biegunie;
- Powrót;
- Na północ.