Sprzęt jest w stanie idealnym, chyba można nawet powiedzieć, że sklepowym. Jestem pierwszym jego właścicielem i posiadam pełen zestaw fabryczny: odtwarzacz, pilot, wszystkie papiery, oryginalny karton.
Brzmienie odtwarzacza znacznie przewyższa to, czego można by się spodziewać po urządzeniu z tego przedziału cenowego. U mnie grał ze wzmacniaczem Accuphase serii 300 i wcale nie był to mezalians. Magazyn "Audio Video" niegdyś zaklasyfikował go do kategorii "B", która skupia urządzenia w cenie około 10 000 zł i o jakości dźwięku "prawie hi-end". Recenzent napisał wtedy, że do pełnego hi-endu brakuje tylko minimalnie lepszej szczegółowości. Drugim odtwarzaczem w podobnej cenie umieszczonym wtedy w kategorii "B" był tylko Arcam CD73T, który jednak grał znacznie mniej przyjemnie i muzykalnie. U mnie wygrał on bezpośrednie porównanie z Roksan Caspian CD, który kosztował wtedy ponad 2 razy więcej, bo około 7 tys. zł. W momencie zakupu cena wynosiła 3100 zł i już wtedy na forum audiostereo pisano, że do 7 000 zł za sprzęt nowy niczego lepszego znaleźć się po prostu nie da. Według opinii na tym forum, jest to też najbardziej udany model CD Ushera, znacznie lepszy niż poprzednik CD-100 oraz następca: CD-7.
UWAGA: wybitna synergia występuje z sieciówką NEEL 7ES Gold i, kupując ten odtwarzacz, naprawdę warto jej poszukać. Player jest bardzo wrażliwy na sieciówki i z różnymi kablami brzmienie potrafiło być od rozjaśnionego po wręcz misiowate (sieciówka Vincent).
Poniżej test urządzenia z magazynu "Audio":
"Odsłuch
Nie jestem fanem wzornictwa zaproponowanego w Usher CD-1, a szczególnie wyświetlacza (przypominającego dalekowschodnie, ultratanie odtwarzacze DVD). Nie wolno jednak dać się zasugerować wyglądowi, ponieważ "pod maską" dzieje się coś naprawdę dobrego...
Usher CD-1 od pierwszej chwili zaskakuje gęstym, bogatym dźwiękiem. Wrażenie "wejścia" w środek wydarzeń jest tak sugestywne, że nie zwraca się nawet uwagi na inne aspekty gry - organiczna całość, jaką charakteryzowała się wiolonczela Yo-Yo-My z soundtracku Johna Wiliamsa do filmu "Wyznania gejszy" (Sony Classical/Sony&BMG 77857, CD?), wiele mówiła o sposobie podejścia do spraw materii muzycznej.
Wyższa góra jest nieco cichsza niż np. w Xindaku czy Arcamie, przekłada się to na nieco dalszą perspektywę, w jakiej słychać blachy perkusji. I z czasem okazuje się, że na tym polega trick Ushera i sugestywność grania niesłychanie plastycznym dźwiękiem, głębokim, ale nie przerysowanym w analityczności. Bas schodził nisko, jednak nie był na samym dole tak dobrze kontrolowany, jak w Quadzie czy Xindaku. Różnice nie były jednak znaczące i wyjdą przede wszystkim na dużych wolnostojących kolumnach, oczywiście pod warunkiem, że wzmacniacz w ogóle będzie w stanie to pokazać.
Ostatecznie Usher CD-1 to zawodnik wagi średniej, a raczej zakresu średnicy - ten zakres najbardziej mu "leży", który szczególnie hołubi. Już pierwsze takty utworu "Arriving Somewhere" z zawierającej prog-rock płyty "Deadwings Porcupine Tree" (Lava/Warner Music 93437, CD) przykuły uwagę bogactwem wynikającym jednak nie z ilości drobnych szczegółów, a z umiejętności dyskryminowania podobnych, bliskich tonalnie dźwięków i ich czystości.
Informacje nie są przez Ushera podawane tak jak przez Arcama - nie ma tu natychmiastowego ataku, nie ma bezwzględnego wydobywania szczegółów. Główną rolę gra plastyka, wspomniana umiejętność pokazywania drobnych, ale muzycznie interesujących niuansów barwowych. Poszczególne instrumenty są znakomicie separowane od tła i od siebie nawzajem, a w dźwięku nie ma cienia rozjaśnienia czy wyostrzenia!
Usher CD-1 potrafi zagrać w taki sposób, że np. jeden instrument jest minimalnie dalej, a drugi minimalnie bliżej, pomiędzy nimi jest jednak coś w rodzaju czarnego aksamitu, coś, co bez wątpliwości pomaga określić ich miejsce na scenie. Daje to muzyce swobodę, niezależnie czy będzie to rock progresywny, czy jazz, jak np. z płyty Anthony Wilson "Nonet Power of Nine" (Groove Note, GRV1035-3, SACD/CD).
Ta ostatnia została pokazana szczególnie atrakcyjnie, poza Quadem najlepiej w tym teście, z pięknymi, ciepłymi barwami i bardzo dynamiczną pracą stopy perkusji. Najlepiej z całej stawki zostały odtworzone instrumenty dęte, operujące nieco niżej na skali, jak saksofon barytonowy czy puzony. Ma na to wpływ minimalne podniesienie niższej średnicy - więc głos Diany Krall był minimalnie ocieplony i "gęstszy" niż z referencji. Ale i to mogło się podobać."
Moim zdaniem znacznie lepiej oddająca charakter dźwięku recenzja była w magazynie "Audio Video", ale niestety nie ma jej już w Internecie. Moim zdaniem Usher wcale nie jest ciepły jako taki (chyba, że go przymulimy sieciówką), ale faktycznie gra niezwykle muzykalnie, wydobywając z muzyki wszelkie emocje i podkreślając piękne barwy. Wokale i dęciaki to jest bajka - niespotykana w tym przedziale cenowym.
UWAGA: Ceny wysłania są wyższe od standardowych cennikowych, albowiem zawierają opcję „Ostrożnie”. Bez niej nie poślę sprzętu.
Jeśli chcesz mieć sprzęt z przedsionka hi-endu za bardzo niewielkie pieniądze - zapraszam do licytacji! :-)