Tytuł: Światu nie mamy czego zazdrościć (Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej), seria wydawnicza – „Reportaż”.
Autor: Barbara DEMNIC, tłumaczenie Agnieszka Nowakowska.
Wydawca: Wydawnictwo CZARNE, Wołowiec 2017, wydanie II. 384 strony, zdjęcia w tekście, oprawa twarda, tekturowa, lakierowana, format 14x22,5 cm.
Stan dobry - ogólne podniszczenie i zabrudzenia okładki oraz środka – poza tym stan OK.
„Światu nie mamy czego zazdrościć (Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej)” - Wyobraź sobie koszmar rodem z „Roku 1984” ORWELLA wcielony w życie. Wyobraź sobie, że na ścianie pokoju musisz powiesić portret przywódcy i kłaniać się mu we wszystkie święta. Wyobraź sobie miejsce, w którym seks służy jedynie płodzeniu kolejnych obywateli, a służby bezpieczeństwa, niczym Orwellowska Policja Myśli, bacznie obserwują twoją twarz podczas wieców, by upewnić się, że szczere są nie tytko twoje słowa, ale też twoje myśli. To miejsce istnieje naprawdę - nazywa się Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna.
Barbara DEMICK jest dziennikarką, szefową pierwszego oddziału „Los Angeles Times” w Pekinie. Pracowała jako korespondentka w Seulu, a wcześniej w Europie Wschodniej i na Bliskim Wschodzie. W czasie wojny w byłej Jugosławii mieszkała w Sarajewie. To właśnie na podstawie tamtejszych doświadczeń powstała książka „W oblężeniu”. Życie pod ostrzałem na sarajewskiej ulicy, za którą otrzymała Nagrodę im. George'a Polka, Nagrodę im. Roberta F. Kennedyego oraz była nominowana do Nagrody Pulitzera. Za książkę „Światu nie mamy czego zazdrościć”, powstałą na kanwie wywiadów z uchodźcami z Korei Północnej, autorka otrzymała nagrodę Overseas Press Club, Nagrodę im. Joego i Laurie Dine'ów, Nagrodę im. Osborna Elliotta, Nagrodę im. Samuela Johnsona, była nominowana do najważniejszej amerykańskiej nagrody literackiej - National Book Award, a Los Angeles Press Club przyznał jej tytuł najlepszego dziennikarza roku. W Polsce książka „Światu nie mamy czego zazdrościć” znalazła się w finale Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.
„Światu nie mamy czego zazdrościć (Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej)”. Od autorki - W 2001 roku jako korespondentka „Los Angeles Times” zamieszkałam w Seulu, skąd miałam pisać o obydwu Koreach. Amerykańskiemu dziennikarzowi było wtedy wyjątkowo trudno wjechać do Korei Północnej. Kiedy wreszcie zostałam tam wpuszczona, przekonałam się, że poznawanie tego kraju na miejscu jest właściwie niemożliwe. Zachodnim dziennikarzom przydzielano „przewodników”, którzy mieli udaremnić im wszelkie spotkania i rozmowy niezatwierdzone w narzuconym z góry, starannie przygotowanym programie wizyty, ograniczonym do zwiedzania pokazowych miejsc i atrakcji. Kontakty ze zwykłymi ludźmi nie wchodziły w rachubę. Na zdjęciach i w telewizji Koreańczycy z Północy maszerują jak roboty w zwartym szyku na defiladach albo uczestniczą w wielkich pokazach gimnastycznych na cześć przywódców. Zaczynając od przeglądania fotografii, próbowałam dostrzec, co kryją te pozbawione wyrazu twarze.
Obraz prawdziwego życia w Koreańskiej Republice Ludowo-- Demokratycznej zaczął mi się wyłaniać dopiero dzięki moim rozmówcom, którzy uciekli z Północy do Korei Południowej albo Chin. Dla „Los Angeles Times” napisałam cykl artykułów o zbiegach z leżącego na północy kraju miasta Chongjin. Uznałam, że rozmowy z wieloma osobami o jednym konkretnym miejscu ułatwią mi weryfikację faktów. Zależało mi na tym, żeby było ono położone z dala od zadbanych atrakcji turystycznych, które północnokoreańskie władze pokazują zagranicznym gościom -chociaż liczyłam się z tym, że przyjdzie mi pisać o miejscu, do którego sama nie będę mogła dotrzeć. Chongjin, trzecie co do wielkości miasto Korei Północnej, które w połowie lat dziewięćdziesiątych zostało szczególnie dotknięte klęską głodu, jest niemal całkowicie zamknięty dla cudzoziemców. Miałam szczęście i spotkać wielu wspaniałych ludzi stamtąd, którzy obrazowo opowiadali i nie szczędzili mi czasu. Książka wyrosła właśnie z tej serii artykułów.
Powstała ona na kanwie moich siedmioletnich rozmów z Koreańczykami z Północy. Zmieniłam w niej jedynie niektóre imiona, by chronić tych, którzy stamtąd nie wyjechali. Wszystkie dialogi przytaczam tak, jak zostały mi podane w relacjach jednej lub kilku osób. Dołożyłam wszelkich starań, by zweryfikować opowiadane historie i ukazać je na tle wydarzeń nagłośnionych. publicznie. Opisy miejsc, do których nie dane było mi dotrzeć, powstały na podstawie zdjęć, nagrań wideo i relacji uciekinierów. Korea Północna wciąż jest dla nas pod wieloma względami nieprzenikniona, więc naiwnością byłoby twierdzić, że zdołałam wszystko uchwycić właściwie. Pozostaje mi jedynie nadzieja, że kiedyś ten kraj otworzy się i będziemy mogli sami osądzić, co się tam naprawdę działo.