Przez A- 50 nie są dodatkowo produkowane ani iskry, ani miód. Ten wzmacniacz trzyma się spokojnego, rzetelnego, trochę technicznego stylu, który jednak - wbrew pewnym pozorom - pozwala na długie słuchanie, bez zmęczenia i znużenia. Natomiast "klimaty" serwowane przez inne wzmacniacze często uwodzą, wciągają, ale niedługo potem - zniechęcają.
Pioneer A-50 nie ma żadnych wejść cyfrowych, ponieważ nie zawiera wbudowanego przetwornika C/A, który występuje w najlepszym modelu A-70. Pojawiło się jednak w nim sporo takich samych rozwiązań. Przede wszystkim rozdzielono układy na trzy sekcje, oddzielone pionowymi płytami. Nie tylko spinają one przednią i tylną płytę, usztywniając w ten sposób skrzynkę, ale pełnią też rolę ekranującą. Tym sposobem odizolowano zasilacz, a także końcówki mocy oparte na modułach impulsowych (w środkowej sekcji) - ich działanie wiąże się z generowaniem przebiegów wysokoczęstotliwościowych, które mogłyby zakłócać pracę delikatnej elektroniki przedwzmacniacza - szczególnie w obszarze układów korekcyjnych dla gramofonu.
Wzmacniacze wykonane w klasie D nie są w przypadku Pioneera czymś nowym, firma stosuje je w amplitunerach wielokanałowych, a ostatnio wprowadza także do sprzętu stereofonicznego. Jak wiemy, konstrukcje tego typu charakteryzuje wysoka sprawność, a wskutek tego - najczęściej - wysoka moc wyjściowa.
Sprzęt w stanie bdb, normalne ślady użytkowania (żadnych rys). Brak pilota, który można bez problemu zastąpić aplikacją w telefonie.
Zapraszam na osobisty odsłuch.