Tytuł: Pamiętnik niezbyt cnotliwego młodzieńca.
Autor: bd.
Wydawca: brak nazwy wydawcy, brak miejsca i roku wydania. 32 strony, oprawa miękka, format 14,5x20,5 cm.
Stan dobry - ogólne podniszczenie i zabrudzenia okładki oraz środka – poza tym stan OK.
„Pamiętnik niezbyt cnotliwego młodzieńca” - Kiedy miałem dziesięć lat, mama odwiozła mnie do Bostonu, do dzielszej rodziny, sama zaś musiała wyjechać do ojca, który od roku był w Europie i służył w US Army w randze majora. To był dobry okres, ten 46 rok. Dwa lata miałem przebywać w obcym sobie domu, wśród ludzi, których nie znałem, a właściwie wśród samych kobiet, bo mąż mojej ciotki /tak ją nazywałem/ Christine też przebywał w Europie od kilkunastu miesięcy. Ciotka miała dwie córki młodszą Sally i o rok starszą czternastoletnią Alice. Po pożegnaniu z matką ciotka przydzieliła mi pokoik obok pokoju sióstr, na pięterku dużego i solidnego domu. Dom otoczony był wielkim ogrodem, którym zajmował się Max, młody jeszcze człowiek, który znalazł się w tym domu z ogłoszenia, zaraz po powrocie z Filipin, gdzie służył w wojsku. Miał około czterdziestu lat, był słusznego wzrostu i niebywale silny. Od czasu do czasu prowadził ogromny samochód ciotki, kiedy jechała do Bostonu po zakupy. Wracała zawsze rozpromieniona i obdarzała wszystkich prezentami, Miała wtedy 33 lata i była przystojną, ale bardzo pulchną, jasną blondynką. Lubiłem, kiedy głaskała moje włosy tą ciepłą, aksamitna ręką o owalnych palcach i niemal białej skórze. Przeguby rąk były pozbawione kostek, a na obydwu nosiła złote łańcuszki, z tym, że na jednym pozyskiwał zegarek. Ciotka Christine była średniego wzrostu, ale rozłożysta, obfita w kształty, a zwłaszcza powyżej piersi wznosiła się ogromna góra piersi, jak świąteczne, napompowane balony. Chyba Alice odziedziczyła po ciotce urodę i bardzo ją przypominała. Była dobrze rozwinięta i pełna żywiołowego temperamentu. Przeciwieństwem obu tych pań była najmłodsza. Urodę miała wujka. Szczupła, ciemnowłosa, o bystrych, zielonych oczach. Częściej bywała zamyślona. Jedyną wspólną cechą był dla nich biust.
I Sally w wieku trzynastu lat miała duży, niemal dorównujący starszej siostrze. Dużo czytała. Niekiedy w wolnych chwilach, Max woził nas całą trójką nad morze. Opalaliśmy się, biegaliśmy, by w licznych kawiarniach zjadać kopiaste porcje lodów. Wracaliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Alice już wtedy ciekawym wzrokiem wodziła za chłopakami, z całą wzajemnością. Sally zaś przyłapana na tym czerwieniała, jakby nieco zawstydzona mną, małym chłopcem. Bardzo mi się podobała ta dziewczyna. Mimo pozornego chłodu była opiekuńcza i miła, Wtedy to coraz śmielej zwracałem uwagę na obie dziewczyny. Gdy tylko zamykały się drzwi, natychmiast cichutko przybliżałem oko do dziurki w ich pokoju. To były ładne widoki. Jeszcze tego nie rozumiałem, ale gnało mnie coś w tamtą stron.
I kilka miesięcy po przybyciu do tego domu sprawy przybrały taki obrót. Otóż coraz śmielej podpatrywałem obie dzierlatki /teraz, po dwudziestu latach mogę tak mówić/. Gdzieś niezależnie ode mnie jakaś siła unosiła mojego siusiaka. Sztywniał w portkach aż do bólu. Tarłem go wtedy bez opamiętania, aż do dziwnych skurczów. Drżałem wtedy na całym ciele...