Obraz "Moje Bieszczady" namalowany z serca bo chyba widać, że nie z talentu...
W sobotni wieczór czwórka przyjaciół dopingowana % w ramach wieczoru gier i zabaw miała za zadanie namalować farbami akrylowymi swoje obrazy. Dzieła te okazały się tak wybitne (albo tak straszne), że postanowili przekazać je na aukcje by wsparły WOŚP (albo by nie musieli ich dłużej oglądać).
Jak śpiewał Jerzy Stuhr "Śpiewać każdy może...", teraz wiem, że malować też każdy może... choć nie każdy powinien! Nie wiem czy to wina braku talentu czy może raczej wina, wina Tuska, ale jak wyszło to sami widzicie.
Aby zachęcić Was do zakupu tego wątpliwej jakości "dzieła" napiszę, że jest to zarazem pierwszy, ostatni, najlepszy i najdroższy obraz tego autora. Obraz prezentuje jesienny pejzaż Bieszczadów (choć złośliwi towarzysze imprezy twierdzą, że widzą tu bałtycką plażę).
Są ludzie o których się mówi, że zyskują przy bliższym poznaniu, z pewnością nie dotyczy to tego dzieła. Ten obraz zdecydowanie lepiej podziwiać z daleka by braki warsztatowe i nienachalne piękno nie były zbyt widoczne.
Obraz jest tak samo nieudany i nikomu niepotrzebny jak wybory kopertowe Sasina tylko, że on nie kosztuje 70 milionów, a jest znacznie tańszy. Gdyby za brak talentu wsadzali do więzienia to moja żona musiałaby się dla mnie udać do pałacu po ułaskawienie.
Autor: Tomek, lat 40 (tak 40 nie 4!)