La Maison Maille to jeden z najstarszych i najbardziej czczonych domów musztardowych na świecie. W 1720 roku Antoine-Claude Maille był gorzelnikiem i wytwórcą octu mieszkającym w Paryżu. Rozgłos zyskał wcześniej dzięki wynalezieniu „Octu czterech złodziei”, który miał uratować mieszkańców Marsylii przed zarazą (radził wypić łyżeczkę octu z wodą). To było coś jak obecne suplementy diety, tabletki na odchudzanie, cudowne medykamenty, które mają poprawić nam humor, a nie zdrowie. Zresztą pewnie do tej pory są fanatycy zdrowej diety, którzy wierzą, że covida można pokonać octem. Jego sukces pozwolił jego synowi, również zwanemu Antoine-Claude, na sprzedaż swojej gamy aromatycznych musztard. Antoine-Claude (syn) otworzył swój pierwszy butik w Paryżu w 1747 roku i został oficjalnym dostawcą musztardy dla króla Ludwika XV. Tak narodził się La Maison Maille, który szybko stał się ulubieńcem dworów Europy. W 1752 roku lojalnym klientem stała się markiza de Pompadour (oficjalna kochanka Ludwika). W 1760 r. Maille został oficjalnym dostawcą do sądów Austrii i Węgier, a w 1771 otrzymał przywilej jako oficjalny wytwórca octu od rosyjskiej carycy Katarzyny II. W 1804 roku, po śmierci Antoine-Claude'a (syna), jego spadkobiercy odziedziczyli 20 smaków musztard i 50 różnych octów. Dom Maille kontynuował szybki rozwój. W 1805 r. Prawnik i komentator gastronomiczny Grimod de la Reyniere, inspirująco powiedział: „Wśród octu Maille'a jest taki, który daje kobietom coś, co do tej pory mogły stracić tylko raz”. Odwieczna zagadka, twarz? ;-)
W 1821 roku Maille został mianowany gorzelnikiem króla Ludwiki XVIII, a później w 1826 r. został wytwórcą octu Karola X. W tym roku Robert Maille, wnuk słynnego Antoniego (założyciela klanu), odkupuje dom musztardowy Maille od jakiegoś nieistotnego {natenczas} czy {w tej chwili} piwowara. Rewolucja francuska i jej słynne urządzenie do ścinania głów ludzi bogatszych (albo chociaż lepiej urodzonych, bywało że jedynie lepiej wyglądających, albo mających pecha znaleźć się w złym czasie w złym miejscu) pozbawiła tę firmę całkowicie klienteli. Biznes podupadł, tata podupadł (ale co najważniejsze wciąż z głową), syn znalazł jeszcze inne dwory królewskie, które pozwoliły firmie na trwanie. Przez 100 lat niewiele się z nią działo. Istniała. W 1927 roku Philippe de Rothschild, postać znana wszelkim miłośnikom bankierskich (i żydowskich) spisków, nabył Maille i przywrócił markę do życia dzięki swojej prawej ręce w biznesie; Jeanowi Herbout, któremu legenda przypisuje autorstwo kultowego hasła: “Il n’y a que Maille qui m’aille” (polskie tłumaczenie nie bardzo już jest tak kultowe; „Jest tylko Maille, który do mnie idzie”. Pomysłowy i kreatywny Herbout umożliwił Maille odparcie marketingowej ofensywy firmy Amora, rozpoczętej w 1934 roku. Wojna między tymi firmami dopiero się zaczynała. Trwała do lat 70 XX wieku, kiedy to obie firmy kupiło konsorcjum La Générale Occidental. Obecnie firma jest w rękach koncernu spożywczego Unilever. Taka historia, więcej na mustardo.
------------
Ten przydługawy i jednak nudny wstęp historyczny miał uśpić wszystkich zainteresowanych produktami tej znanej na całym świecie firmy, a przede wszystkim uśpić ich czujność konsumencką i spowodować, że zaczną chętniej niż do tej pory kupować ich produkty :-). Bardziej poważnie; musztarda z majonezem to nic nowego, wręcz majonez bez musztardy nie występuje. To takie perpetum mobile rynku, mógłbym zaproponować nawet hasło reklamowe dla nowoczesnych ferm musztardowych i ich sosów - "gorczyca z jajkami zawsze i wszędzie!" (jakkolwiek to podejrzanie i dwuznacznie brzmi). Kwestia tylko składników, czego więcej, czego mniej, co dominuje, co jest jedynie dodatkiem.
Mi bardzo odpowiada ten pikantny posmak gorczycy (podobnie jak w musztardach Ramsy z whisky nie do końca zmielone ziarna chroboczą pod zębami i ich rozgryzienie powoduje lekkie pieczenie). Sos jest wygładzony olejem rzepakowym, majonezową konsystencją i różnymi aromatami. Właściwie powinienem umieścić ten kremowy sos wśród majonezów albo sosów ale przecież nazwa mustardo zobowiązuje ;-)
------------
Skład: Olej rzepakowy (40%), woda, 10% ocet z białego wina (9,2%) (zawiera siarczyny), dekstroza, 4,3% żółtko jaj (kury z wolnego wybiegu), nasiona gorczycy (3,4 %) modyfikowana skrobia kukurydziana (zawiera siarczyny), sól, łuski gorczycy (zawiera siarczyny), 1% musztarda Dijon (woda, ocet, nasiona brązowej gorczycy, sól, kwas cytrynowy), aromat, kwas mlekowy, zagęszczony sok z cytryny, syrop z karmelizowanego cukru, zagęstnik - guma ksantenowa, barwnik - beta karoten.
PS. doskonałe ekologiczne rozwinięcie sloganu reklamowego, którego proszę pamiętać jestem autorem - "gorczyca ze słonecznymi jajkami zawsze i wszędzie!" (tu ważna informacja byłaby od konsorcjum - kury nie są z chowu klatkowego i zdarza się, że mają nawet trochę słońca w ciągu swojego krótkiego życia). Ale kto się tam kurami przejmuje czy ich jajkami...
2PS. To jest naprawdę interesujące, że musimy gorczycę zawsze pisać grubą czcionką, bo jest alergenem, a nie trzeba tego robić przy wszystkich dodatkach chemicznych do żywności.
W innych ofertach mniejszy słoik Dijonnaise.