Może uznacie to za majaczenia morfinisty, ale co tam – zaryzykuję. Czytałem po raz kolejny wspomnienia Krzywickiego o Diksztajnie i strasznie, ale to strasznie nie leżał mi w żadnym kontekście fragment rozpoczynający te wspominki:
„ Było to w Lipsku.
W czerwcu 1884 roku otrzymałem od Szymona Diksztajna długi list (…).
List był mało konspiracyjny: zbyt wyraźnie mówił o wielu rzeczach, których nie mówiono otwarcie. Jedną zachował ostrożność: nie wymieniał żadnych nazwisk. Zdziwiony byłem tą nieoględnością. Dopiero później zacząłem podejrzewać, iż ta jego mała konspiracyjność była może celową, ażeby zapobiec podejrzeniu, iż pod tekstem tak niekonspiracyjnym znajduje się inny, bardziej konspiracyjny, a pisany chemicznie szyfrem. Na razie nawet ja sam, uwiedziony tym charakterem listu, nie podejrzewałem ani na chwilę ukrytego tekstu i dopiero zmuszony pośpiesznie niszczyć w swoim mieszkaniu różne papiery, podczas palenia ich dostrzegłem występujące litery i cyfry (…).
List zmarłego, przed dwoma, trzema tygodniami nie zawierał w sobie najmniejszych podźwięków jakiegoś przygnębienia, a tym bardziej owej tragedii, która przecież od wielu lat trawiła życie Szymona.”.
Może uznacie to za manię prześladowczą, może stwierdzicie, że po książce Rewskiego o Kołłątaju, jestem skażony patrzeniem na najprostsze teksty jak na szyfry, ale uważam, że ten właśnie fragment jest napisany sympatycznym atramentem i dotyczy znanych nam z poprzedniego odcinka bardzo niesympatycznych okoliczności. Urywek ten, moim zdaniem wcale nie traktuje o liście Diksztajna, spalonym w Lipsku, gdyż ta opowieść nie wnosiłaby do gawędy Krzywickiego zupełnie niczego. Ten tekst opowiada, że w liście Dyzia trzeba szukać tajemnicy i chodzi nie o list z Lipska, ale o ten z hotelu z Berna, gdzie znaleziono Diksztajna naszprycowanego morfiną i kwasem pruskim. Krzywicki to inteligentny gość mówi, że list był pisany „chemicznym szyfrem”. Rzeczywiście najistotniejszy jego fragment jest typowo chemiczny: „Jestem otruty kwasem pruskim” – pamiętacie? List ten „nie wymienia także żadnych nazwisk”, ale mówi o wielu rzeczach, o których mówiono otwarcie.
List pożegnalny Dyzia, zamieszczony w całości przez Krzywickiego jest wyjątkowo długi, ale przytoczmy fragment:
„Wziąłem jeszcze trochę morfiny, żeby nie robić (zdanie nie dokończone, prócz początkowych dwóch wierszy stronica jest czysta – dopisek Krzywickiego)”.
Czego i komu Szymon nie chciał robić?
Nieco dalej Dyzio pisze: „naokoło oczu mam (?)” – ten znak zapytania jest postawiony przez Krzywickiego i chyba oznacza wyraz, którego nie mógł, lub nie chciał rozczytać. Co lub kogo miał przed oczami Diksztajn?