AUKCJA PRYWATNA !!!
BRAK MOŻLIWOŚCI ZWROTU !!!
Przedmiot aukcji sprzedawany jest przeze mnie prywatnie. Jestem audiofilem i jak każdy poszukuję najlepszego dla siebie brzmienia. Moja firma sprzedaje w internecie art. szkolne oraz art przemysłowe, więc łatwiej jest mi sprzedawać w miejscu o dobrej opinii. Kupując sprzęt dla siebie robię to albo w salonie audio, albo od pierwszego, najdalej drugiego właściciela. Nigdy z którejś tam ręki. Ma to bardzo duże znaczenie, gdyż sprzęt niewiadomego pochodzenia może być mocno wyeksploatowany, niejednokrotnie grzebany, który nagłaśniał imprezy na 100% swoich możliwości. A potem kupując taki sprzęt wcześniej czy później jesteśmy rozczarowani...
Końcówka mocy
XINDAK PA-M (II)
dual mono
czysta klasa A
stan idealny
Waga: 18,5kg
Przygoda z XINDAKIEM nie jest moją pierwszą - dziewiczą. Miałem już XINDAKA 6950V, miałem 6950, mam jeszcze 6950 (09), nadeszła wreszcie "wiekopomna chwiła" na końcówkę mocy XINDAK PA-M (II)
Każdy ze wzmacniaczy XINDAK z serii 6950 oferuje dodatkowo coś, czego nie posiada rywal, choć wszystkie one mają wspólny charakter, wspólną i charakterystyczną dla XINDAKÓW 6950 szkołę dźwięku.
Z racji braku u mnie miejsca (posiadam kilkanaście wzmacniaczy i tyle samo par kolumn) końcówka mocy XINDAK PA-M (II) po zakupie pojechała prosto do kolegi audiofila, który osłuchany jest z różnym sprzętem jak mało kto.
Wystarczy bowiem wspomnieć, że jego referencyjny zestaw złożony z B&W 802 D2 oraz ciężkich jak połowa mojej teściowej monobloków AUDIO GD MASTER-2H ważących niespełna 60kg powoduje u mnie podczas odsłuchu wrażenie absolutu i poczucie obcowania z muzyką na żywo jak na bardzo dobrze nagłośnionym koncercie.
Po jakimś czasie zapytałem go, co sądzi o tym XINDAKU wiedząc, że nie zachwyca się byle czym i jak mało kto wali prosto z mostu, nie bacząc, że prawda zaboli czasem bardziej niż wątroba po grzybach:). Zaskoczył mnie, kiedy mówił o nim w samych superlatywach wymieniając poszczególne aspekty brzmienia, które uznał za nadzwyczaj dobre.
Minęło jeszcze trochę czasu, zanim wziąłem wzmacniacz na kilkumiesięczny test razem ze lampowym CAYIN A-88T MK2 oraz CYRUS X-POWER.
Xindaki serii 6950 znam jak własną kieszeń. Jeśli szukałbym brzmienia ciepłego, choć z natury tranzystorowego, mocnego z wykopem - wybrałbym XINDAKA 6950V.
Jeśli oczekiwałbym głównie ciepła i lampowego charakteru, który ujmuje i chwyta za serce - kandydat byłby tylko jeden - XINDAK 6950.
Jeśli jednak szukałbym czegoś po środku, a przede wszystkim sprzętu ciepłego, choć bardziej neutralnego, niż pozostałe XINDAKI, do tego bardziej szczegółowego - wybrałbym zdecydowanie XINDAKA (09).
Swoją drogą, gdyby bracia 6950 byli mali, mógłbym mieć ich wszystkich, ale niestety ich wielkość poraża, więc po testach znalazły nowych właścicieli, został tylko XINDAK 6950 (09) oraz oczywiście testowana końcówka PA-M (II).
Recenzując poprzednie trzy Xindaki nie musiałem od nowa tworzyć recenzji, tylko sięgnąłem po opis modelu 6950 i już wiedziałem, że tylko naniosę poprawki i będzie o.k.
W przypadku końcówki XINDAK PA-M (II) sytuacja się niemal powtórzyła, bo jego charakter ma wiele wspólnego z filozofią brzmienia tej firmy, choć po kilkumiesięcznych odsłuchach mogę z całą odpowiedzialnością napisać, że PA-M (II) jest zdecydowanie lepszy, niż XINDAKI z serii 6950.
Cóż, kosztuje niemało - nowa końcówka to wydatek 6200zł, jednak podobnie jak recenzowana przeze mnie kiedyś olbrzymia końcówka mocy EMOTIVA XPA2 gen2 jest jednym z najlepszych wyborów w tej cenie.
Dodatkową zaletą jest również umiarkowany koszt używanego egzemplarza z racji małej popularności i zbyt małej ilości ochów i achów w prasie.
Co to oznacza?
Weźcie na przykład świetnie ocenianego HEGLA H200 kosztującego ponad 15 000zł i porównajcie bezpośrednio do końcówki XINDAK PA-M (II). Okaże się, że blisko trzykrotnie tańszy XINDAK wprost ośmieszy HEGLA, a przecież ten wg czasopism, należy do kategorii hi-end.
Oj, posmarowali, aż miło. Tyle tylko, że audiofile po zakupie Hegla już po dwóch tygodniach ogłaszają się, aby czym prędzej się go pozbyć... Dlaczego? Ciemna jak noc i wycofana średnica i nieco stłumione wysokie tony. Tylko bas jest wysokiej klasy, jednak to zbyt mało, aby wyłożyć takie pieniądze tylko dlatego, że świetnie ocenili go w prasie.
Zanim zacząłem odsłuchy końcówki XINDAK PA-M (II) pozwoliłem mu się rozgrzać i to dosłownie. Już po godzinie służyć mógł jako dość wydajny kaloryfer z funkcją wzmacniacza stereofonicznego. Zziębniętych nóg nie miałem jednak odwagi przyłożyć do rozgrzanych radiatorów, bo splamiłbym audiofilski honor bardziej niż słuchając dzieł Antonio Vivaldiego z boomboxa:).
Jak pisałem wyżej, skorzystałem po części z recenzji XINDAKA 6950, choć PA-M (II) różni się od niego sporo.
Nie przedłużając zapraszam na test i życzę miłej lektury...
Kiedy po raz pierwszy w życiu zmieniałem sprzęt i wystawiałem na aukcję pierwsze swoje kolumny Tannoy M2 i pierwszy amplituner Yamaha RX-V420, myślałem, że każdy kto takie miejsce odwiedza, wie już wszystko, a poszukiwania są w pełni świadome.
Nie wziąłem jednak pod uwagę tego, że może jest ktoś taki jak ja i rozpoczyna właśnie swoją audiofilską przygodę i nazwa XINDAK z niczym szczególnym kojarzyć się mu się nie będzie.
Pomyśli sobie, że warto może kupić coś firmowego a więc Technics, Sony czy Panasonic...
Dlatego też opis na mojej aukcji będzie podwójny, jak kanapka w McDonalds i treściwy jak wiejskie mleko prosto od krowy, którego napić się mogą już tylko nieliczni.
Dla audiofila który przede wszystkim słucha (a nie tylko czyta opinie w prasie branżowej i na forach) nie ma najmniejszego sensu pisać jak gra ten wzmacniacz, bo ci, co go poszukują dobrze wiedzą jak brzmi, zaś tych, co kupują wyłącznie oczyma, nic i nikt chyba nie zdoła przekonać, że lepiej kupić końcówkę XINDAK PA-M (II) zamiast amplitunera z całym zestawem kina, wśród których na pierwszy plan wysuwa się ten, co porusza ścianami i trzęsie niejedną szybą.
Podejmę się więc tego zadania " z taką pewną nieśmiałością" niczym Anna Patrycy w reklamowanych przez siebie podpaskach:).
Bo wiem i już się przekonałem, że dla niektórych osób nie ma żadnej różnicy w brzmieniu między wzmacniaczami z mini wieży Aiwa czy też z poczciwego Technicsa od tego, które prezentuje XINDAK PA-M (II).
Ruszać dźwiękiem ściany i szyby, to nie to samo, co usłyszeć więcej i lepiej... Tak jak nie ma nic wspólnego picie piwa w Szczawnicy ze szcza..em w piwnicy...:)
Ktoś powie: zakochać to się można w dziewczynie, ale nie w brzmieniu...?
Ale... życie pisze inne scenariusze i tak jak istnieją wędkarze, myśliwi i inni zakochani w swojej pasji tak są i tacy dla których muzyka wypływająca ze sprzętu "mającego duszę" wyzwolić może duże pokłady emocji i zapewnić niepowtarzalny relaks...
I wcale takich ludzi nie należy odsyłać zaraz do psychiatry...
Wiem, że wielu być może powie, że za blisko 4000zł to już można kupić 40 calowy telewizor, małe kino domowe i jeszcze starczy na dobrą wódkę... a nie wzmacniacz i to w dodatku taki duży z widocznym użebrowaniem.
Kiedy moja żona zobaczyła, jak wyjmowałem z pudełka, pierwszy ze wzmacniaczy z serii 6950 zauważyłem na Jej ustach ironiczny uśmieszek i zaraz po swojemu zakpiła: jaki fajny kaloryfer… Na olej? A większego nie było? Sprawdziłby się w naszej altance ogrodowej.
Kiedy udałem, że nie „kumam” i wytłumaczyłem Jej że to wzmacniacz, spojrzała na mnie, machnęła ręką i na odchodne powiedziała: brzydki, wielki, użebrowany – pewnie audiofilski?
Wiedziałem, że drwi ze mnie, bo pamiętam jak kilka lat po ślubie pojechaliśmy na Audio Show i kiedy w Brystolu ujrzała audiofilów, którzy z zamkniętymi oczyma kręcili głowami odsłuchując najnowsze Focal Utopia, spojrzała na mnie po czym zapytała: „czy oni nie są przypadkiem upośledzeni?”.
Wpadają w trans, kiedy z głośników dobywa się jakiś jęk kontrabasu ze skrzypcami…?!
W innych pokojach również zauważyła „nawiedzonych”, więc opinia jaką im wystawiła nie pozostawiała złudzeń, kim są i jak zachowują się audiofile.
Już słowo „audiofilski” budziło później niedobre skojarzenia, dlatego też przy Niej nigdy nie używałem tego określenia.
Choć o nim pomyślałem próbując wybrać z pudełka ogromny wzmacniacz.
Bo audiofilski wygląd od razu podsunął mi skojarzenia z hi-endowymi piecami Krella czy też Marka Levinsona, a serce zaczęło bić mocniej.
Niemniej nauczony doświadczeniem, że duży i ciężki i dobrze oceniony w prasie nie oznacza od razu najlepszy, przystąpiłem jak celnik do szczegółowych oględzin.
Gdyby wraz ze wzrostem wagi i wielkości wzmacniacza rosłaby jakość jego dźwięku, mógłbym swojego Creeka Destiny od razu schować głęboko do szuflady, aby nie skompromitował się przy XINDAKACH 6950, bo ten pierwszy wygląda przy nim jak szczupły gimnazjalista przy osiłku, który zasłynął z powiedzenia, że „nie ma lipy”.
Choć prawdę powiedziawszy miałem w sobie lekki niepokój jak zagra, to nie wierzyłem, że w środku zamiast „bebechów” Chińczycy umieścili ołowiane balasty, a obudowę zaadaptowali z wadliwej serii kaloryferów.
Cholernie ciężkie toto i bardzo duże, ale skojarzenia z hi-endowymi piecami rozpaliły umysł jak duży piec kaflowy moja nieżyjąca już babcia, do którego lgnąłem w poszukiwaniu kojącego ciepła niczym małe dziecko tulące się do swojego najlepszego przyjaciela - pluszowego misia.
Nie przypuszczałem wówczas, że pierwsze skojarzenia o kaloryferze, oleju, cieple babcinego pieca i emocjach, które nasuwają mi się kiedy tylko wspomnę spędzone z Nią dzieciństwo będą wystarczającymi określeniami brzmienia tego wzmacniacza…
Bo brzmienie, które ze sobą niesie daleko wykracza poza średnią z tego przedziału cenowego.
A to, że do testów zaangażowałem miedzy innymi i tranzystorowego Creeka Destiny i lampowego Yaqina MC-100B świadczy o tym, że brzmienie XINDAKA PA-M (II) wysoko stawia poprzeczkę w dziedzinie muzykalności…
Końcówka z racji swojej mocy i możliwości wysteruje każde kolumny, nawet te wymagające dużego obciążenia.
Należy jednak pamiętać, aby zapewnić mu nieco przestrzeni na odprowadzenie ciepła, bo grzeje się jak smok.
Historię o tym, że światło przygasa w domu po włączeniu XINDAKÓW – można między bajki włożyć (choć znam potwierdzony przypadek modelu 6950), ale tego, że licznik energii kręci się szybciej – podważyć już się nie da, choć PA-M (II) zużywa i tak mniej energii niż bracia 6950.
Dlatego też zwolennicy klasy energetycznej A będą musieli poszukać sobie innego urządzenia, zaś Ci, którzy są skłonni płacić za dodatkowe kilowatogodziny kosztem ściany nasyconego barwami dźwięku, wybornej dynamiki i głębokiego mięsistego basu i oczywiście świetnej muzykalności na pewno będą zachwyceni. Ale o tym poniżej:
ŚREDNIE TONY
Kiedy usłyszałem saksofon, kontrabas i skrzypce, które bardzo dynamicznie wypełniły cały pokój – wiedziałem już że z brzmieniem typowo tranzystorowym XINDAK PA-M (II) niewiele ma wspólnego . One po prostu śpiewały i tworzyły niesamowitą historię, piękną, słodką i niezwykle romantyczną. I bardzo głęboką, jak miłość, która mało atrakcyjnemu facetowi może się tylko przyśnić.
Kiedy na scenę wyszła Joanna Lewandowska i usłyszałem jej lekko chrypiący i pełen emocji głos w utworze "Odwrót", aż ciarki przeszły mi po plecach.
A kiedy chwilę później pojawił się fortepian, z alikwotami, oddechem i wszystkimi innymi niuansami, nie miałem już złudzeń, że konstruktorzy tego wzmacniacza pomylili się chyba z jego wyceną.
Przypominam, że słowa te pisałem recenzując XINDAKA 6950. W odniesieniu do XINDAKA PA-M (II) nadal pozostają aktualne, choć brzmienie PA-M (II) jest o klasę lepsze niż większego brata.
BAS
Bas to największe zaskoczenie i największa zaleta tej integry. Powiem tyle, że wręcz deklasuje Creeka Destiny i zbliża się swoim poziomem do końcówki mocy Primare 31.2 z tym, że PRIMARE lepiej go kontroluje, choć bas XINDAKA PA-M (II) jest głębszy, bardziej mięsisty, lecz mniej w nim górnego zakresu pasma.
Miłośnicy miękkiego, gęstego i co najważniejsze nasyconego barwowo basu będą zachwyceni. Pomruki które wydaje z siebie subwoofer B&W ASW-650 lub dobre kolumny podłączone do tego wzmacniacza przyprawiają o ciarki na plecach.
WYSOKIE TONY
XINDAKA PA-M (II) pod względem wysokich tonów jest lepszy od XINDAKÓW 6950. Ma ich więcej, są bardziej dźwięczne, i (co najważniejsze) lepiej słyszalne. Dzięki temu dużo łatwiej wydobywać z nagrań niuanse, łatwiej śledzić poszczególne instrumenty. Nie ma w nich jednak natarczywości, krzykliwości, lecz słodkie wybrzmienia, które niczym Ferrero Rocher przyprawiają człowieka o uśmiech.
BARWA
Barwa instrumentów, którą XINDAK PA-M (II) kreśli na scenie i wydobywa emocje z nagrań jest wręcz wyborna i tutaj PA-M (II) nie ustępował zbytnio ani świetnej lampie YAQIN MC-100B, ani CREEKOWI DESTINY.
PRZESTRZEŃ
Wzmacniacz gra dosyć szeroką, choć nie najgłębszą sceną dźwiękową. Muzycy są bardzo blisko, lecz nie odczuwa się już ich w okolicach nosa, jak okularów.
Rozlokowani są tam, gdzie być powinni, choć nie ma między nimi odseparowania dźwiękoszczelną kotarą. To poziom świetnego NAD-a C356BEE z bardzo podobną głębią.
DYNAMIKA
Ktoś kto wie, co potrafi zrobić wulkan, natychmiast zrozumie, że przekładając jego dokonania na dźwięk można porównać go bez zbytniej przesady do tego wzmacniacza.
Bez trudu porusza one membrany kolumn jak czerwcowy wiatr świeże i pachnące firanki przy otwartym oknie, do tego robiąc to tak spektakularnie, że niejednemu otworzą się usta, choć nic w tym momencie nie będzie miał do zjedzenia.
Można to porównać do piorunującego wrażenia jakie zrobi przystojny mężczyzna z model elite look na 16 letniej kobiecie, która nie widziała jeszcze takiego ciacha:).
Ogromna ściana dźwięku, którą stawia przed nami XINDAKA PA-M (II) jest na tyle rozłożysta i stroma, że niewymuszone tąpnięcia dynamiki są wręcz imponujące.
Taki wigor w nagraniach rockowych, popowych czy też akustycznych nie spotyka się na co dzień.
Wstyd powiedzieć, ale świetny CREEK DESTINY nie miał nic do powiedzenia w tej kwestii w porównaniu do XINDAKA PA-M (II), a lampowy YAQIN MC-100B też nie był od niego ani za grosz lepszy.
ROZDZIELCZOŚĆ
Wydobywanie szczegółów z nagrań jest lepsze niż w serii 6950. Wreszcie można śledzić poszczególne instrumenty, rozdzielać na czynniki pierwsze i usłyszeć więcej, niż z innych wzmacniaczy o porównywalnej muzykalności. No właśnie... muzykalności...
MUZYKALNOŚĆ
Brzmienie jest tak angażujące, tak żywe i tak naładowane energią, że doprawdy nie można wymagać więcej. Przez 18 lat przesłuchałem kilkadziesiąt różnych wzmacniaczy i końcówek mocy i powiem, że XINDAKA PA-M (II) zaliczyłbym do pierwszej piątki tych najbardziej muzykalnych. Jak dla mnie rewelacja!
Wreszcie mamy XINDAKA w miarę szczegółowego i niezwykle muzykalnego.
W tym przedziale cenowym konstruktorzy stworzyli integrę niemal doskonałą.
Tak, jak NAD C356BEE rządzi wzmacniaczami do 2500zł, tak XINDAK PA-M (II) robi dokładnie to samo na dwukrotnie wyższym pułapie.
Niewielu jednak wie, jak świetny jest to wzmacniacz. Mogę go z czystym sumieniem polecić każdemu, bo frajda jaką sprawia swoim brzmieniem nie pozwala o nim zapomnieć.