Recenzja albumu:

Album Colours Of Light ukazał się pierwotnie w 1987r a więc jeszcze zanim Karunesh przeniósł się na Hawaje. Mimo tego w pełni ukazuje on drogę i ewolucję jaką będzie przechodził niemiecki artysta. Z resztą Karunesh nie czuje się Europejczykiem, a obywatelem świata. Tytuł tego albumu mówi chyba wszystko, bo ta muzyka w każdej sekundzie swojego trwania, przepełniona jest światłem. Tych 10 nieskomplikowanych nagrań, ma oddawać naturę świata która sama w sobie jest prosta. Bo to człowiek ma tendencje do komplikowania i utrudniania wszystkiego. Te kompozycje oddychają wręcz tą wschodnią aurą, która okazała się do tego stopnia silna że kazała się artyście w 1992r przenieść i zamieszkać na Hawajach. To muzyka niemal magiczna, bo idealnie działa jako anty depresant. Karunesh zbliża się do tego, co swego czasu robił Kitaro na tak klasycznych albumach jak Tenku czy słynnym Silk Road. Artysta idealnie balansuje między popem, muzyką wschodu i new age. Mimo pewnych inklinacji w kierunku ethno, ta muzyka nie jest do końca czystą, korzenną muzyką ludową. Nasączenie jej filozofią new age i niemal popowa struktura tych kompozycji, lokują ją po stronie muzyki użytkowej. Karunesh w jak najprostszy sposób stara się oddać obraz egzotycznych pejzaży, nasączając je wschodnią filozofią. Znakomita muzyka na początek dnia, działa bowiem niezwykle kojąco i daje niezłego kopa na resztę dnia. Klasyk!

R. M.