UWAGA:
Ostatni egzemplarz z wyczerpanego nakładu, odnaleziony w trakcie remanentu, wobec dużego zainteresowania wystawiony na licytację, kupi ten kto zalicytuje najwięcej, proszę o rozważne licytowanie, nie kończę aukcji przed ustalonym czasem. Odbiór osobisty lub wysyłka.
~~~~~~~~~~~~~~
Jedna z najważniejszych prac historycznych, napisanych w Polsce po wojnie. Autor omawia szczegółowo najważniejszy po handlu zbożem obszar gospodarczej aktywności szlachty, mieszczan i żydów zamieszkujących I Rzeczpospolitą - handel wołami. Można by w tym miejscu spokojnie napisać - wielki handel wołami, bo stada pędzone przez południowe obszary Rzeczpospolitej, liczyły dziesiątki tysięcy sztuk. Woły pędzono z Mołdawii, Wołoszczyzny, Ukrainy, a sprzedawano w Rzeszy, we Francji, a nawet w Londynie. Do dalekich miast płynęła już, rzecz jasna wołowina, zasolona w beczkach. Woły bowiem szlachtowano nad Wisłą, skąd mięso spławiane było do Gdańska i nad Odrą w Brzegu, skąd transportowano je do Szczecina. Wołowina była dla Rzeczpospolitej skutecznym narzędziem politycznego szantażu. Kiedy cesarz Karol V, próbował ingerować w relacje pomiędzy królem Zygmuntem a Albrechtem Hohenzollernem, Kraków zagroził Niemcom wstrzymaniem dostaw wołowiny. Przepędy wołów były pretekstem do dokonywania miliardowych nadużyć i oszustw. Jan Baszanowski opisuje ciągnący się latami proces przeciwko Jakubowi Fuggerowi, który był największym importerem wołowiny w Rzeszy, początku XVI wieku, na sprawę wezwano ponad 1000 świadków. Autor, nie łamiąc konwencji dzieła naukowego przedstawia nam świat fascynujący i niedostępny dziś zmysłom, ze względu na to, że handel wołami, na którym opierała się potęga Rzeczpospolitej nie znalazł swojego miejsca w popkulturze. Spróbujmy więc dziś tu przywołać choć częściowo ten niezwykły klimat wielkich interesów, wielkiej polityki i ogromnych zysków.
"...Doskonale wiedziałem kim był Waldemar Baszanowski. Był to ulubiony sportowiec mojego ojca. Byłem za mały, żeby oglądać jego wyczyny, bo kiedy ze zrozumieniem zacząłem wgapiać się w telewizor Waldemar Baszanowski już nie podnosił sztangi. Wszyscy, którzy pamiętają tamte czasy wiedzą kim był, dwukrotnym mistrzem olimpijskim w podnoszeniu ciężarów. Szczupły, niewysoki mężczyzna, ostrzyżony na jeża, podchodził do tego olbrzymiego żelastwa i wyrywał je w górę jednym szarpnięciem. Ludzie go uwielbiali.
Nie myślałem też nigdy o tym, że Waldemar Baszanowski mógł mieć brata i że brat ten także próbował swoich sił w podnoszeniu ciężarów. Miał jednak poważną wadę wzroku i musiał zrezygnować z kariery sportowej. Został historykiem, pracował na uniwersytecie w Gdańsku. Baszanowscy bowiem pochodzili z Grudziądza i Gdańsk był najbliższym ośrodkiem akademickim. Jan Baszanowski zajmował się wielce nieatrakcyjną, jeśli patrzeć z punktu widzenia ludzi powierzchownych i ubogich duchem, dziedziną – historią gospodarki. Jego żona napisała mi, że miał dużą wyobraźnię, a pisząc swoją pierwszą książkę chciał dać w niej taki opis Rzeczpospolitej, który były choć trochę zgodny z prawdą. Analizował więc mnóstwo danych liczbowych, z których wyłaniał się obraz niezwykły, obraz przypominający południe Stanów Zjednoczonych w połowie XIX wieku, w czasie wielkich przepędów bydła na północ. Jan Baszanowski napisał bowiem książkę „Handel wołami w Polsce od XVI do XVIII w.” Jego odwadze i wyobraźni zawdzięczamy to niezwykłe, całkowicie zapomniane dzieło, które wraz z innymi książkami dotyczącymi kluczowych obszarów gospodarki powinno znaleźć się w kanonie lektur człowieka aspirującego do ilorazu. Wiemy dobrze, że się nie znajdzie, bo różni durnie zrobili tam miejsce dla pani Bondy. Książkę Jana Baszanowskiego, brata słynnego Waldemara, dostałem kiedyś w postaci kserówki. Leżała tu przy mnie długo, trochę zakurzona, a ja co jakiś czas podczytywałem fragmenty. Co jakiś czas też wysyłałem maila do jakiejś osoby noszącej nazwisko Baszanowski z pytaniem, czy nie jest czasem spadkobierczynią praw autorskich po Janie Baszanowskim. Nigdy mi nie odpowiedziano. Dopiero w zeszłym roku, puknąłem się w głowę i przypomniałem sobie, że przecież znam Sławomira Cenckiewicza, a kto jeśli nie on ma wiedzieć takie rzeczy? Uniwersytet gdański to jego teren i jego matecznik. I rzeczywiście, od razu dostałem telefon do Pani Anny Baszanowskiej, niezwykłej osoby, z którą porozumiałem się w przysłowiowe pięć minut. Natychmiast podjąłem stosowne decyzje dotyczące składu i okładki i książka byłaby już dawno z nami, gdyby nie obsuwa w drukarni. Podjąłem też inną ważną decyzję – przesunąłem druk wspomnień księdza Wacława Blizińskiego, dając pierwszeństwo wołom, albowiem stwierdziłem, że nie wolno lekceważyć znaków – patrz, mówiła mi matka, tam jest pomnik żony Baszanowskiego….
Gdzie jest pomnik samego Jana Baszanowskiego tego nie wiem, ale wiedzą to z całą pewnością mieszkańcy Gdańska. Autora książki „Handel wołami w Polsce” nie będzie niestety z nami, ani na premierze, ani w czasie promocji. Zmarł bowiem w czasie pisania swojej drugiej, monumentalnej pracy „Przemiany demograficzne w Gdańsku w latach 1601 – 1846”. Praca ta została wydana w równie małym nakładzie co woły, staraniem jego żony Anny. Jan Baszanowski kończył ją, będąc już w zaawansowanym stadium choroby. Zmarł mając 47 lat. To też jest znak, jak sądzę, który nam mówi, że są rzeczy ważne i mniej ważne. Tych ważnych pilnują nie tylko ludzie mający złe zamiary, ale także różne ciemne siły, których nie możemy rozpoznać. Gdyby Jan Baszanowski kontynuował swoje dzieło, być może mielibyśmy dziś piękną, obfitą bibliotekę jego książek dotyczących handlu Polski w epoce nowożytnej i nie musielibyśmy męczyć się z rozwiązywaniem różnych zagadek. Stało się inaczej. Nie możemy jednak pozwolić na to, by ważne książki, książki potrzebne, a celowo lekceważone, ze względu na niemożność zastosowania ich w bieżącej propagandzie politycznej, ginęły i szły w zapomnienie. Ja na pewno tego nie chcę i myślę, że nie chce tego nikt przytomny. Nie możemy bowiem, staraniem sił ciemności i różnej ziemskiej podłoty, zamieć się w stado wołów pędzone na rzeź do miasta Brzeg na Śląsku. Do tego zaś prowadzą nas lektury pobieżne, oszukańcze, słabe lub nasączone propagandą, lektury łatwe, omijające ważne i konieczne dla zrozumienia naszej historii problemy.
Wspólnie ocalimy pamięć o Janie Baszanowskim, człowieku wielkiej pasji, który odszedł od nas zdecydowanie za wcześnie. Pozostawiając dwie ważne książki i wyznaczając kierunek dalszych poszukiwań.
Książka ta otwiera całą serię publikacji, które będą się ukazywać pod wspólnym tytułem „Biblioteka historii gospodarczej Polski”. W kolejce czeka już siedem tytułów. Mam nadzieję, że będzie to sukces. Książki będą wyróżniać się specyficzną, bardzo atrakcyjną szatą graficzną, nakłady nie będą wielkie, ale nie będą też mikroskopijne..." - Gabriel Maciejewski - pisarz, wydawca - (https://coryllus.pl/)