Tytuł: Hajże na BIESZCZADY.
Autor: Witold St. MICHAŁOWSKI, wiersze Tadeusz Andrzej OLSZAŃSKI
Wydawca: Fundacja ODYSSEUM, Michalin-Lutowiska 1993, wydanie I. 253 strony, rysunki, mapka w tekście, oprawa miękka lakierowana, format 11x16 cm.
Stan dobry - ogólne podniszczenie i zabrudzenia okładki oraz środka – poza tym stan OK.
„Hajże na BIESZCZADY”. Od Autora - To nie jest trzecie wydanie napisanego ongiś wspólnie z Januszem RYGIELSKIM „Sporu o BIESZCZADY”. Nie jest, bo nie może być. Janusz jest obecnie mieszkańcem Australii. I choć na pewno bardzo wiele spraw widzielibyśmy podobnie, to czas i odległość, która nas dzieli, w praktyce uniemożliwia wspólne redagowanie oddawanej teraz do rąk Czytelników próby raportu o aktualnym stanie tej krainy. Dlatego też w spisie treści zostały oznaczone gwiazdką (*) te rozdziały, do których powstania przed laty głównie Janusz się przyczynił.
Godny podkreślenia jest fakt, że zaproponowane przez nas utworzenie w Bieszczadach Rezerwatu Turystycznego znalazło swoje urzeczywistnienie po dwudziestu latach w zajmującym prawie identyczny obszar, ostatnio powołanym Rezerwacie Biosfery KARPAT Wschodnich.
Niestety, bieszczady - te pisane małą literą, praktycznie już nie istnieją. Nie góry, nie połoniny, nie step i nie tajga, a właśnie bieszczady. Bezludne, zarosłe olchą i burzanem doliny, gdzie miejsca krwawych zmagań ludzi wzięła w posiadanie przepyszna, bujna przyroda. Stanowiły jedną z największych atrakcji przyrodniczych Europy. Owe bieszczady właśnie należało za każdą cenę chronić. Stało się inaczej. Winą za to na pewno nie wolno obarczać żyjących w nich zaharowanych i ubogich drwali, pilarzy, zrywających drzewo wozaków. Bezrobotnych po upadku „IGLOOPOLU” oborowych, czy nawet pracowników średniego dozoru technicznego nadleśnictw, choć niestety ci ostatni udział w masakrze bieszczadów mieli niemały.
Takiego również marnotrawstwa surowca leśnego, z jakim mamy do czynienia w BIESZCZADACH, i podobnie rabunkowej gospodarki zasobami przyrody nie ujrzy się w żadnym cywilizowanym kraju Europy. Za to odpowiedzialni są przede wszystkim ci, którzy wydawali polecenia, ustanawiali tabele wskaźników, wypłacali pensje, premie i nagrody. Sobie samym zresztą zwykle największe.
Wydawało się, że odzyskanie pełnej suwerenności i podmiotowości przez społeczeństwo naszego kraju, rozpad systemu komunistycznej nomenklatury i dojście do władzy solidarnościowych ekip przywróci w BIESZCZADACH panowanie zdrowego rozsądku, rachunku ekonomicznego i dbałości o bezcenne skarby ojczystej przyrody, do jakich bez wątpienia się zaliczają.
Gorzkie rozczarowanie szybko stało się udziałem tych, co mieli podobne złudzenia. Wyjątkowa arogancja, niekompetencja, prywata, pogarda dla zwykłych ludzi pracy i najzwyklejszy rabunek wspólnego przecież (jaki by on nie był) PRL-owskiego dorobku nader szybko stały się prawie normą postępowania wśród jaśnie panów posłów, senatorów, ministrów, wojewodów z „solidarnościowym” rodowodem oczywiście, którzy zapragnęli urządzać BIESZCZADY po swojemu. I zaczęli je urządzać. Szkód już wyrządzili niemało.
Najwyższy czas, abyśmy bieszczadzkie sprawy wzięli w swoje własne ręce. Nie wolno roztrwonić, rozkawałkować i oddać za grosze we władanie obcym doliny Sanu, północnych stoków Otrytu, okolic Zalewu Solińskiego.
Należy za każdą cenę ograniczyć wyrąb bieszczadzkich lasów, bezcennego akumulatora wody i wilgoci dla coraz bardziej wysychającego kraju i kategorycznie zabronić używania w nich do zrywki drzew sprzętu gąsienicowego.
Należy blisko dwukrotnie powiększyć obszar Bieszczadzkiego Parku Narodowego i wprowadzić publiczną kontrolę przestrzegania często niestety naruszanych ustaw i przepisów z zakresu ochrony przyrody w nim i w otulinie BPN.
Po parokrotnym zweryfikowaniu przez minione dziesięciolecia poglądu, że jedyną szansą dla tego regionu nie jest rolnictwo, hodowla, leśnictwo czy gospodarka łowiecka - a jedynie „przemysł” turystyczny, winno się go rozwijać głównie w oparciu o gospodarstwa rodzinne, niewielkie pensjonaty wyposażone w niezbędną infrastrukturę. Rozwijać - ale zgodnie z koncepcją Rezerwatu Turystycznego zaadaptowaną przez Rezerwat Biosfery - wyłącznie na jego obrzeżach poza strefą centralną, którą stanowi Bieszczadzki Park Narodowy.
Uważając, że nie wszystko jeszcze stracone, że z tak ciężko doświadczanymi - szczególnie przez ostatnie lata - ludźmi z bieszczadu można bardzo wiele zdziałać pod warunkiem, że traktuje się ich jak partnerów, ma się uczciwe wobec nich i wobec tej pięknej krainy zamiary, wierzę głęboko, że razem uratujemy dla naszych dzieci i wnuków choć cząstkę tego, czym były jeszcze za czasów mojej młodości BIESZCZADY.
Chciałbym jednocześnie podziękować wszystkim moim bieszczadzkim przyjaciołom - z którymi się czasami zgadzam lub nie, ale których zawsze chciałbym spotykać na szlaku - za to, że oni właśnie w dużym stopniu się przyczynili, iż moja książka ma taki a nie inny kształt. A więc Antku WOJNAROWICZU, Woju WOJCIECHOWSKI, Tadku ZAJĄCU, Jurku DWA TYSIĄCE, Staszku ŁAPO i moja od... lat najlepsza przyjaciółko, droga redaktorko tego „dzieła” - przyjmijcie zaproszenie na fotosafari w Hulskiem i na herbatę. [Witold St. MICHAŁOWSKI]
Na prośbę autora „zilustrowałem” tę książkę wierszami, po części już publikowanymi w zbiorkach „Notatnik bieszczadzki” i „Apologia pro vita sua”. Nie są to „klasyczne” motta, lecz raczej próba wypowiedzenia innym językiem tego, co jest w tej książce najgłębsze i chyba najważniejsze — miłości do Bieszczadów. [Tadeusz Andrzej OLSZAŃSKI]
Witold St. MICHAŁOWSKI ukończył studia na Politechnice Warszawskiej w 1962 r. Budowniczy naftowych rurociągów, myśliwy, pisarz i dziennikarz. Podróżował po wszystkich kontynentach. Jest autorem książek: „Wyprawa do Pięciu BOGÓW”, „Testament barona”, „Spór o BIESZCZADY” (wspólnie z J. RYGIELSKIM), „TUAREGOWIE i caterpillery”, „Z szerokiego świata”, „Tajemnica OSSENDOWSKIEGO”, „Najemnicy wolności” oraz zbioru reportaży z Dalekiego Wschodu SZI KUN (w przygotowaniu). Współpracował z tygodnikiem KPN „OPINIA”. Publikuje w prasie regionalnej i w prasie polonijnej Kanady, Stanów Zjednoczonych i Australii. Założył Fundację ODYSSEUM zajmującą się m.in. dokumentowaniem dokonań Polaków na obczyźnie. Zainicjował utworzenie Muzeum Polskich Podróżników.
Z BIESZCZADAMI związany jest od lat kilkudziesięciu. Jako przewodnik i członek SKPB prowadził w nich kilkadziesiąt obozów wędrownych i baz namiotowych. W ostatnim czasie, zakupiwszy Hulskie nad Sanem, planuje zorganizowanie pierwszego w Karpatach FOTO SAFARI.