Tytuł: Gwiazdy suchego stepu.
Autor: Maciej KUCZYŃSKI, ilustrował Andrzej Strumiłło.
Wydawca: Instytut Wydawniczy „Nasza Księgarnia”, Warszawa 1970, wydanie II. 191 stron, rysunki (barwne) we wklejkach, oprawa twarda płócienna z obwolutą, format 17x20 cm.
Stan dobry - ogólne podniszczenie i zabrudzenia obwoluty, okładki oraz środka (dedykacja okolicznościowa na stronie przedtytułowej) – poza tym stan OK.
Gwiazdy suchego stepu: Od Autora - W latach 1963, 1964 i 1965 spędziłem szereg miesięcy na pustyni Gobi. Całymi tygodniami mieszkałem w namiocie pośród zupełnie bezludnych obszarów, odwiedzałem też jurty i ogniska obozowe pasterzy. Przyglądałem się życiu mieszkańców mongolskiego stepu i pustyni, słuchałem legend i podań, które, przekazywane ustnie jednemu pokoleniu przez drugie, stanowią żywą literaturę tego kraju. To, co widziałem, co zdołałem przeżyć, zapamiętać i zrozumieć, stało się treścią historii o Bat Oczirze i Cudownej Makacie.
W Sajn Szanda, niewielkiej osadzie na pustyni Gobi, w maleńkim muzeum pamiątek regionalnych, pośród licznych tkanin, malowideł, ksiąg i posążków, oglądałem niepozorną makatę, tak starą podobno, jak sama Mongolia. Wyblakłe i zetlałe nitki haftu układają się w mapę tego kraju. Legenda mówi, że makata posiadała niegdyś cudowną własność ożywiania przedstawionych na niej obrazów, a jej dzieje były niezwykle burzliwe.
Ale to już wszystko, co wiedzą dziś o niej w Sajn Szanda, Mogło więc być tak, jak w naszej opowieści, a mogło być i zupełnie inaczej. Mówiąc prawdę, jestem przekonany, że inaczej, ale jak, tego nie dowiemy się już chyba nigdy.
Akcja opowieści toczy się w jednym z najdziwniejszych krajów świata. Niegdyś był to ośrodek największego państwa, jakie zna historia średniowiecza i starożytności. Potęga Mongolii upadła za następców Dżyngis-chana, a wówczas na Wielkim Stepie ustał też bieg czasu. Przez całe stulecia nie zmieniał się sposób życia koczujących pasterzy. Dwudziesty wiek zastał w Mongolii takie same jurty, jak przed pięciuset laty, takież ubiory, sprzęty domowe, ulubione potrawy, narzędzia.
Opowieść o Bat Oczirze rozgrywa się w pierwszych latach naszego stulecia, w owej Mongolii jakby żywcem przeniesionej ze średniowiecza. Wszelka władza spoczywa jeszcze w rękach feudalnych książąt i kościoła lamaickiego.
Lamaizm został przeszczepiony do Mongolii z Indii poprzez Tybet. Łączy w sobie buddyjską wiarę w wędrówkę dusz, które doskonalą się przechodząc z jednej istoty w drugą, z tybetańskimi wierzeniami w demony i bóstwa, których nieprzeliczone chmary zamieszkują wnętrze ziemi. Z tej właśnie przyczyny, pod żadnym pozorem nie wolno jej naruszać - orać, zasiewać, wydobywać jej bogactw, zbierać plonów. Buty noszone przez Mongołów miały zawinięte nosy, aby ziemi nie zadrasnąć nawet przypadkiem. Za najwłaściwsze miejsce dla mężczyzn uważano klasztor, a zajęcie - rozmyślania. Głową państwa był Bogdo Gegen, najwyższy kapłan, zwany Żywym Bogiem. Obok niego czczono Chutuchtów - tych, w których wcieliły się dusze żyjących niegdyś, szczególnie świątobliwych mężów. W całym kraju było ponad trzysta klasztorów, a po szlakach karawan, po ścieżkach i bezdrożach wędrowało dwieście tysięcy mnichów. Co drugi mężczyzna w Mongolii nosił szatę zakonną.
Lecz wszystko to jest dzisiaj już tylko historią. Początek naszego stulecia przyniósł Mongolii wielkie zmiany, jest ona dzisiaj państwem rządzącym się podobnie jak Polska, Te same pozostały tylko plaski i żwiry Gobi, trawiasty step i zwierzęta. Żyje także wiele ludzi, których młodość upłynęła w innej epoce. Oni to pamiętają jeszcze taki obraz kraju, jak ukazany w naszej opowieści.