Boczek swojski z polędwiczką 1 kg
Produkt bez konserwantów.
Przepisy na wędlinę nie są zbyt skomplikowane. Do wyrobu należy przygotować odpowiednie rodzaje mięsa, w zależności jaka wędlinę pragniemy przygotować. Po uboju mięso trzeba było dobrze wystudzić, więc ćwiartki kładło się w zimnej komorze, aby zadębiały. Do rozbioru na elementy i dzielenia mięsa na gotowanie, na wędzenie itd. przystępowano następnego dnia po uboju. Kawałki mięsa nacierało się solą z saletrą, następnie trzymano je w piwnicy około 3-5 dni. Zapobiegliwe gosposie starały się odważać składniki solanki, ale często robiona była na oko i niestety z różnym efektem – raz nie słone innym razem przesolone. Po okresie peklowania mięso wędziło się w domowych wędzarkach za pomocą polan dębowych, olchowych lub z drzew owocowych przez 2 – 3 godziny, później przez parę godzin trzeba obsuszyć w wygaszonej wędzarni. Nikt nie mógł się oprzeć panującemu wszędzie zapachowi wędzonki. Współcześnie wytwarzany boczek swojski rolowany, jak niegdyś, jest niezastąpiony na weselach na „wiejskich stołach” biesiadnych, które nieustannie cieszą się ogromnym powodzeniem. Współczesna receptura wyrobu powstała z połączenia doświadczenia kilku pokoleń mieszkańców wschodnich terenów polski. Przy jego produkcji w rodzinnych gospodarstwach rolnych, stosowane są miejscowe, tradycyjne przepisy przekazywane z pokolenia na pokolenie. Wiejskie wyroby uświetniały chrzciny, komunie, święta, imieniny, nie mogło i nie może się bez nich odbyć żadne wesele. Często gościły na stołach podczas uroczystych spotkaniach Kół Gospodyń Wiejskich oraz Ochotniczych Straży Pożarnych. Tradycja wyrobu swojskich wędlin znana jest od dawna i przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Chociaż wyrabia się je od dawien dawna, ich smak nie uległ zmianie. Zmieniły się jedynie naczynia wykorzystywane do peklowania. Dziś nikt nie wykorzystuje kamiennych garnków, są one częściej dekoracją kuchni, a nie naczyniem użytkowym. Mało kto już wie jak wyglądają emaliowane wanienki. Wszystkie te naczynia zastąpiły specjalne pojemniki do mięsa. Bardzo rzadko używa się saletry, którą zastępuje się solą peklową a ja w moim Boczku rolowanym użyłem zwykłej soli !
Skład: Boczek i polędwiczka od podkarpackich hodowców, sól, wywar z warzyw i naturalnych przypraw i cukier
Ze 100g surowca uzyskuje około 70g gotowego Boczku swojskiego z polędwiczką.
Termin przydatności do spożycia minimum 7 dni.
Produkt pakujemy próżniowo lub w atmosferze gazu ochronnego.
Za młodego lubiłem odwiedzać stryjecznego wuja, który słynął w swojej wsi z tworzenia najlepszych wędlin. Pamiętam, że bito świniaki, jałówkę, czasem barana, króle i drób. Dwa razy do roku, tak, żeby wieś miała mięso na świąteczne stoły. Stryjenka robiła skrzypiącym piórem zapisy w grubym zielonym zeszycie, zbierała zamówienia z całej wsi i przysiółków na te wujowe wyroby. Na drewnianym poddaszu suszyły się przewiązane sznurkiem barwne bukiety ziół, którymi pachniało z daleka. Wydawało mi się to czarodziejstwem, jak stryjostwo ważyli ugniecione w kamiennym moździerzu zioła i przyprawy, których nazw nie byłem w stanie spamiętać i jak mieszali je ze świeżym lub suszonym mięsem. Pamiętam zapach starej wędzarni, szczapy bukowego drzewna, gałęzie jałowca, bryłki szarej soli i czarne ziarna ostrego pieprzu. A potem dorosłem. Trochę podróżowałem po świecie, z każdej podróży, z każdego zakątka kontynentu przywoziłem nie pamiątki dla turystów, ale kolorowe przyprawy i regionalne przepisy na mięsne przetwory, szukając wszędzie smaków dawnego dzieciństwa. Pracuję w masarni, najlepszej w naszej okolicy. Otworzyłem ją z zamiłowania do dobrego jedzenia. Pewnego razu postanowiłem wyjść poza to, co komercyjne, popularne, dla każdego dostępne. Otworzyłem wyjątkowy dział produkcyjny; nową linię, ale po staremu. To nawet nie produkcja, ta kojarzy się fabrycznie, przemysłowo. To prawdziwa manufaktura. Nieduża, wyroby przygotowuję w niej osobiście. Tak właśnie powstała Stara Wędliniarnia, w której praktykuję szlachetne rzemiosło przodków. Masarstwo jest moim zawodem, ale też pasją, czymś, co wypełnia dużą przestrzeń mojego życia i serca. W sklepach inaczej niż kiedy byłem mały, półki pełne mięs i wyrobów wędliniarskich, ale jak trzeba coś wybrać, ciężko, bo wszystko takie same; niby powinno być smaczne, a nie jest. Niby powinno być zdrowe, a świeci w lodówce. A mnie tęskno było do - przerywanego tylko rykiem krów na pastwisku, brzęczeniem owadów, szczekaniem psów - spokoju małej wsi z południowo-wschodniej Polski, do zapachów i smaków rodzinnego domu, do mięsnych, sytych uczt u stryjostwa. I choć krewni od dawna nie żyją, a z ich domu i przydomowej wędzarni ni kamień nie został, spróbowałem odtworzyć rodzinne receptury. W ocalałych listach, pisanych przez stryjenkę do kuzynki spod Lwowa znalazłem opisy ziół i parę przepisów wykaligrafowanych pięknym przedwojennym pismem. Na ich bazie miesiącami próbowałem odtwarzać zapamiętane smaki. I wspomnienia zaczęły ożywać. Wkrótce okazało się, że amatorów dawnych smaków jest więcej. Wtedy powstała Stara Wędliniarnia. Podróżując po Polsce i po Europie zacząłem rozmawiać z ludźmi, z ludźmi z małych wiosek, ludźmi starymi, ludźmi niekupującymi wędlin w masarniach, a robiącymi je samodzielnie. Zbierałem przepisy, rodzinne receptury przekazywane z pokolenia na pokolenia. Wciąż to robię. I kiedy masarnia pustoszeje, koledzy pracownicy wracają do domów, ja - trochę samotnik, na pewno oryginał - oddaję się swojej pasji. Włączam muzykę z dźwiękami natury i w harmonii z naturą wyrabiam swoje wędliny. Wędliny takie jak kiedyś powstają z mięs o wiadomym pochodzeniu, z małych wiejskich gospodarstw, gdzie zwierząt nie karmi się sztuczną paszą, nie dotucza mieszankami, nie trzyma w ciasnych boksach, gdzie, nim trafią na stoły, żyją tak, jak żyły w dobrych czasach sprzed masowej produkcji żywności. Przygotowuję świeże zdrowe mięso bez chemii, dodaję maturalne przyprawy i zioła z podkarpackich oraz podlaskich łąk i lasów, podkładam do wędzarni aromatyczne drewno. Mielę, wyważam proporcje, odmierzam składniki, przyprawiam, piekę, smażę, gotuję, wędzę... A potem owoce mojej pasji, trud moich rąk, tchnienie mego serca... trafiają na Wasze stoły. Częstujcie się! Na zdrowie!