WITAM NA MOJEJ AUKCJI
! .
Kazimierz Pużak
...
WSPOMNIENIA 1939 — 1945 GDAŃSK — 1989
...
fragment
" ... Sytuacja nasza się pogorszyła, gdy Delegat oświadczył, że za to postępowanie jeszcze odpowie. Po dłuższych pertraktacjach — my z podniesionymi rękami, a oni z wycelowaną w nas bronią — udało się wytargować stawienie naszego dowódcy przed dowódcą ich oddziału celem wyjaśnienia. Płk Bogusławski i ktoś jeszcze udali się z częścią tej eskorty do dowództwa a nam pozwolono usiąść na ziemi i czekać wyniku. Wtedy to zauważyłem na rękawie jednego z nich napis „Milicja PPS". Zanim zdecydowałem się go zapytać, czy rzeczywiście jest milicjantem PPS-u, sam zwrócił się do mnie po nazwisku (widocznie mnie poznał jako członek organizacji PPS) i przejęty nietaktem swego komendanta dał temu wyraz oświadczając, że zaraz się to wyjaśni. Istotnie z budynku wybiegła grupa powstańców i wkrótce przede mną stanął kpt. Gnat i skomenderowawszy „na baczność" zaraportował: Ob. Komendancie (byłem komendantem najprzód Gwardii Ludowej, a po jej przemianowaniu na OWPPS także komendantem OWPPS) melduję obecność oddziału Milicji PPS. Oczywiście wszystko się wyjaśniło w nastroju serdecznym oprowadzono nas po całym gospodarstwie, które było domeną PPS-owską. Oczywiście, że oddział Milicji PPS był tylko częścią formacji Batalionu Łukasińskiego i pełnił zarówno służbę na barykadach i w rezerwie, a kobiety codziennie wychodziły późnym wieczorem i pilnowały zrzutów dając sygnały samolotom. Dodać muszę, że ta służba wymagała nie tylko ofiarności, ale przede wszystkim przytomności umysłu. Bo przecież podczas pojawiania się samolotów naszych niebo i ziemia po prostu były w ogniu. Wszak artyleria, reflektory i rakiety Niemców odsłaniały wszystko na niebie i ziemi. Była to ul. Barokowa. Tutaj zainstalowaliśmy się nie zważając, że część budynków już płonęła. Zastałem tutaj Włodzimierza Miszewskiego komendanta OWPPS-Warszawy, dalej Dzięgielewskiego komendanta Milicji PPS na Warszawę, Sobolewskiego z Milicji PPS (organizatora i gospodarza placu) tow. Szczerkowskiego, który redagował „Warszawiankę", wydawaną i kolportowaną przy pomocy towarzyszy — jako organ Warszawskiego Komitetu Okręgowego. „Warszawianka" była właściwie jedynym pismem Starówki. Niestety mała ilość papieru, a zwłaszcza prymityw techniczny (np. gdy ostatecznie zabrakło prądu, tłoczenie gazety codziennej ręcznie) nie przyczyniało się do rozwoju pisma. Ale w okresie gdy Starówka była całkowicie odcięta od świata i od reszty Warszawy (nie liczę sporadycznie przekradających się ze śródmieścia łączników) „Warszawianka" był łącznikiem między walczącymi a ludnością.
Słówko o ludności Starówki. Byłem w czasie powstania na Woli, Starówce, w Śródmieściu jednym i drugim, ale muszę w interesie prawdy dziejowej stwierdzić, że ludność Starówki — ci rzemieślnicy i wyrobnicy, robocizna i w ogóle nędza — wytrzymała na swoich barakach wszystkie konsekwencje walki i jej nastęstwa. Zawsze była czynna i nie narzekająca i nie dająca posłuchu coraz wyraźniejszej dywersji agentów komunistycznych. Ona cierpiąc głód i dysponując coraz mniejszymi możliwościami mieszkaniowymi — lokowała i utrzymywała tysiące zbiegów z Woli i z Powązek. Jakże inaczej było np. w Śródmieściu między Al. Jerozolimskimi i pl. Zbawiciela w domenie tzw. inteligencji. Na próżno szukać słów na określenie jej postawy. Po prostu wstyd. Na Barokowej lokowaliśmy się razem ze szpitalem w pomieszczeniu, które wkrótce zapełniło się coraz to nowymi rannymi. Trzeba było oglądnąć się za nową siedzibą na Starówce. Było coraz trudniej, gdyż Niemcy wprowadziwszy do walki lotnictwo ciągle ulepszali swój materiał artyleryjski. Do akcji przybyły „szafy — czyli krowy" oraz coraz cięższa artyleria. Wynik był straszny, padały nie tylko domy i ulice od pocisków, ale również od ognia z którym walczono bohatersko, ale który w końcu robił swoje. W tym stanie rzeczy przenieśliśmy się do budynku Min. Sprawiedliwości ul. Długa 7 w dniu 13-tym sierpnia. Zaznaczyć muszę, że z opuszczeniem Barokowej, skończyło się dla nas obfite wyżywienie. Odtąd zaczął się stół bardzo skromny — jednopotrawowy (kasza) czasem konserwy i chleb, kawa. Cukru było dużo bodaj w całej Warszawie. Dzień był wyjątkowo pogodny, słoneczny, naloty rzadkie. W podwórzu gmachu zieleniało wino — słowem raj. Zdaje się, że już po obiedzie zaczął się bój barykadowy, ale już wkrótce powietrze wstrząsnęły okrzyki wyglądające na jakąś przegraną, ale przy bliżeniu się już wyraźnie brzmiały wiwatowe. Patrząc z okna Il-go piętra zauważyć można było wóz pancerny typu „Goliat", otoczony powstańcami, z których kilku siedziało na Goliacie ze sztandarem polskim. Szli więc ze zdobyczą i to bardzo cenną. Toteż we wszystkich oknach domów i na balkonach przepełnionych ludźmi rozlegały się powitania i wiwaty oraz sypanie kwiatów. Goliat przedefilował, po czym usiłował przedostać się przez barykadę, jednak zrezygnował i skierował się na ul. Podwale. W tym momencie okna w naszym pokoju wyleciały raniąc, zwłaszcza szkłem, najbliżej stojących..."
...
ILOŚĆ STRON _______________ 134
STAN KSIĄŻKI _______________ DOBRY+
FORMAT KSIĄŻKI _______________ 16 x 23
FOTO zamieszczę po 20 – tej
Zapraszam na inne moje aukcje.
NA ŻYCZENIE WYSTAWIAM RACHUNEK
Towar wysyłam po wpłacie na konto
Książka zostaje wysłana odpowiednio zabezpieczona Wysyłam na adres zarejestrowany w Allegro
Nie sprzedaję przedmiotów za granicę
Odbiór osobisty niemożliwy Komentarz kupującemu wystawiam jako drugi Początek Wiesław
proszę doliczyć koszty transportu
ZAPRASZAM DO LICYTACJI
|